Kilka lat temu, z okazji Dnia Zwycięstwa byłem gościem Bundestagu. Czczono zwycięstwo nad faszyzmem, hitleryzmem, ludobójczym systemem, zwycięstwo, które przywróciło godność narodom Europy, a w konsekwencji także Niemcom.
W Parlamencie Europejskim bieżący tydzień jest tygodniem wolnym od pracy. W kalendarzu z uwagi na rocznicę zwycięstwa - rocznicę zakończenia II wojny światowej - i Święto Europy, dominują czerwone kartki.
W tych szczególnych, majowych dniach, nie potrafię nie myśleć o czasie odległym o 73 lata, dla wielu już wręcz zaprzeszłym. Gdy patrzę na kolorowy Szczecin, pełną młodzieży Zieloną Górę, gdy obserwuję turystów spacerujących po Kołobrzegu, gdy wszędzie słyszę śmiech i polską mowę, nie mogę oprzeć się refleksji, ile trzeba było wysiłku, krwi i ile śmierci, żeby polski Kołobrzeg, polski Szczecin, polski Wałcz były czymś normalnym, naturalnym, stałym i niezmiennym. I Szczecinek, i Połczyn Zdrój, Drawsko, Karlino, Gorzów Wlkp.…
Historia obchodziła się z polskimi żołnierzami okrutnie – rozsiała ich po całym świecie, wojennymi cmentarzami znaczyła ich bojowy szlak. Walczyli od pierwszego do ostatniego dnia II wojny. Bronili kraju, pól naftowych w Iranie, walczyli w północnej Afryce, bronili Francji i Wielkiej Brytanii, wyzwalali wraz z aliantami Europę od wschodu i od zachodu. Ginęli w niemieckich i stalinowskich obozach wojennych, na piaskach pustyni, pod brytyjskim niebem, na polach Normandii, pośród holenderskich kanałów, na rosyjskich stepach, mazowieckich równinach, w Niemczech.
Wielka polityka i wojenne kalkulacje aliantów sprawiły, że biało-czerwoną flagę nad Berlinem zawiesili żołnierze I Armii Wojska Polskiego, którzy stanęli u wrót stolicy niemieckiego nazizmu jako sojusznicy Armii Czerwonej. Zanim jednak to się stało, zanim wznieśli w górę ręce w geście zwycięstwa, musieli przełamać Wał Pomorski, sforsować Odrę…
Ze wzruszeniem myślę o nich, gdy co roku składam wieniec pod szczecińskim Pomnikiem Czynu Polaków, lub gdy jestem na cmentarzu wojennym w nadodrzańskich Siekierkach.
Wiem, że nie ja jeden, wiem, że w tych dniach myślą o nich także wszyscy mieszkańcy tych ziem. Wielu z nich to potomkowie tamtych bohaterów. Pewnie najwięcej już pośród nich jest prawnuków, czas przecież robi swoje, ale nie brakuje ich wnuków i dzieci. Pamięć o żołnierzach z orzełkiem na hełmach i czapkach, którzy z bronią w ręku i z Polską na ustach przywracali te ziemie Macierzy, jest żywa i wieczna.
Wielu z tych, którzy przeżyli, tu zostało, zjechali osadnicy z całej Polski. W tyglu czasu i ludzkich losów rodziło się dzisiejsze nowoczesne społeczeństwo Szczecina, Zielonej Góry, Gorzowa, Koszalina.
Nic nie wymaże z ludzkiej pamięci bohaterstwa i poświęcenia żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, wyzwolicieli tych ziem. Ale próby trwają… Od kilku lat jestem zażenowany wygibasami, którym poddaje te piękne karty polskiej historii IPN.
Nie wierzę własnym oczom i własnym uszom, gdy w państwowych mediach i z ust państwowych dostojników nie słyszę o heroizmie polskich żołnierzy, którzy na Bramie Brandenburskiej i na Kolumnie Zwycięstwa zawiesili polskie flagi. Były symbolem zwycięstwa życia nad śmiercią, były aktem sprawiedliwości wymierzonym najeźdźcom w imieniu 6 milionów pomordowanych i zabitych Polaków, dziesiątek milionów wyzutych ze wszelkiego dorobku i dobra.
Możecie sobie panowie historycy i publicyści „dobrej zmiany” mówić, co chcecie, ale do ludzkich serc i do ludzkiej pamięci dostępu nie macie.
Chwała bohaterom! Cześć ich pamięci!
Prof. Bogusław Liberadzki, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego