— A co zrobi Sojusz Lewicy Demokratycznej, gdy proponowane przez partię rządzącą zmiany w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego jednak wejdą w życie?
— Bez względu na to, czy Prawo i Sprawiedliwość przegłosuje zmiany w ordynacji wyborczej do Parlamentu Europejskiego czy nie, zaprosimy, bez żadnych warunków wstępnych, wszystkie lewicowe partie i organizacje do rozmów. Chcemy utworzyć szeroki, lewicowy blok, któremu patronować będzie Partia Europejskich Socjalistów. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że na pewno zwrócimy się z propozycją współpracy do Roberta Biedronia, Barbary Nowackiej, partii Razem, a także do naszych sprawdzonych koalicjantów: Unii Pracy, Polskiej Partii Socjalistycznej czy Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych. Jedna lista do Parlamentu Europejskiego to gwarancja dobrego wyniku.
— Czyli proponujecie sojusz czysto taktyczny?
— Nie, takie porozumienie będzie miało przede wszystkim wymiar programowy. W Polsce nie mówi się o tym zbyt często, ale rzeczywistość w Parlamencie Europejskim jest taka, że liczą się w nim tylko dwie formacje polityczne: Europejska Partia Ludowa, do której należy Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe, oraz Partia Europejskich Socjalistów, w której zrzeszony jest Sojusz Lewicy Demokratycznej i Unia Pracy. Partia Europejskich Socjalistów ma dobry program dla Europy, pod którym podpiszą się wszystkie partie lewicowe w Polsce. Po co więc mielibyśmy startować w wyborach do Parlamentu Europejskiego osobno, skoro podzielamy tę samą wizję Unii Europejskiej, a nasi posłowie należeliby do tej samej frakcji? Sojusz przed wyborami do Parlamentu Europejskiego to więc nie tylko kwestia taktyki i arytmetyki, ale przede wszystkim — programu i rozsądku.